Ale prawdę powiedziawszy, picie alkoholu nie musi nieuchronnie czy bezwarunkowo prowadzić do przemocy lub zachowań antyspołecznych. Alkohol inaczej oddziałuje na różnych ludzi, co już czterysta lat temu podkreślał Thomas Nashe. Co więcej – o czym przekonamy się na podstawie danych przedstawionych w tym rozdziale – w różnych kulturach wytwarzają się zdecydowanie odmienne formy upijania się. Z tych i innych powodów na pozór rozsądna myśl, że alkohol jest narkotykiem, który działa na mózg, stępiając moralną świadomość, stopniowo coraz bardziej spotykała się z dezaprobatą środowisk naukowych. Było to tłumaczenie zbyt proste.
Całkiem niedawno jednak neurologia tchnęła nowe życie w teorię utraty hamulców. W badaniach zaczęto wysuwać przypuszczenia, że alkohol uwalnia w mózgu substancję chemiczną zwaną GABA (kwas gamma-aminomasłowy), który może osłabić normalną percepcję zagrożenia zewnętrznego. W rezultacie osobnik w stanie nietrzeźwym staje się buforowany wobec reakcji ludzi z najbliższego otoczenia, izolując się wobec oznak rosnącej dezaprobaty. Jednocześnie uwolnienie innej substancji mózgowej – dopaminy – może spowodować u pijącego zwiększoną aktywność i pobudzenie. Połączenie obniżonej wrażliwości na reakcje innych ludzi ze zwiększonym pobudzeniem może się źle skończyć w zatłoczonym barze.