Jednym z rytuałów konwersacyjnych, które mogą być odmienne u różnych osób i powodować nieporozumienia w pracy, jest przepraszanie. Przeprowadziła ze mną wywiad znana dziennikarka, która zakończyła naszą przyjazną rozmowę, dając mi numer swego bezpośredniego telefonu, gdybym kiedykolwiek chciała do niej zadzwonić. W jakiś czas później rzeczywiście chciałam z nią porozmawiać, lecz zgubiłam gdzieś ten numer i musiałam dzwonić przez centralę gazety. Kiedy nasza rozmowa się kończyła i obie wymieniłyśmy formułki pożegnalne, przypomniałam sobie, że chciałam dostać na przyszłość jej bezpośredni numer. Powiedziałam: „Och, byłabym zapomniała. Ostatnim razem dała mi pani numer swojego bezpośredniego telefonu, ale go zgubiłam. Czy mogłabym go dostać jeszcze raz?” „O, tak mi przykro” odpowiedziała bez namysłu. „Proszę zanotować…” i podała mi ów numer. Roześmiałam się, ponieważ właśnie zrobiła coś, o czym wspominałam w tamtym wywiadzie powiedziała: „Przykro mi”, kiedy żadne przeprosiny nie były potrzebne. Nie zrobiła nic złego, to ja zgubiłam ten numer. W gruncie rzeczy jednak nie przepraszała, lecz automatycznie posłużyła się spoiwem konwersacyjnym, chcąc mnie zapewnić, że nie ma zamiaru kończyć ze mną rozmowy czy odmówić podania swego numeru.