Zrujnowany prawnik

Pięćdziesięciokilkuletni, małomiasteczkowy adwokat był w porze lunchu znanym bywalcem pubu nieopodal swego biura. Niskiego, zaniedbanego, czerwonego na twarzy jegomościa można było zastać w ba- rze codziennie, od dwunastej do wpół do trzeciej lub trzeciej, jak siedział z grupką kumpli, nałogowych alkoholików. Ludzie wiedzieli, że pan Green „lubił sobie popijać” i „nie mógł odstawić w połowie niedopitego drinka”, niektórzy mówili o nim za plecami, że to „kawał starego pijaka”. Tolerowano jego zachowanie w stanie nietrzeźwości, ale on i jego praktyka prawnicza zaczęły się chwiać. Nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że pan Green cierpiał na bardzo poważne uzależnienie alkoholowe, że picie zdominowało jego życie. Jego tygodniowy, dzienny rozkład zajęć przedstawiał się z monotonną regularnością następująco: – pobudka, dygotanie rąk, brak chęci na śniadanie, „nerwy straszliwie stargane”.
8.00 – wsiąść do samochodu, pojechać za róg i tam się zatrzymać, wyjąć butelkę wódki ze schowka na rękawiczki i pociągnąć porządny łyk. – dotrzeć do biura w miarę dobrym stanie, wypić kawę przyniesioną przez sekretarkę, zabrać się do pracy. ok. 10.30 – ryzyko nawrotu dygotania, sięgnąć po butelkę wódki schowaną w szufladzie biurka. Pora lunchu – główna sesja alkoholowa: można się spodziewać, że w ciągu kilku godzin zostanie wypitych 6-8 podwójnych wódek. Popołudnie – pracować dalej mimo zamroczenia alkoholem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *