Historia sił społecznych, które w końcu doprowadziły w 1920 roku do wprowadzenia na terenie całego kraju prohibicji, sięga znacznie odleglejszych czasów. Rosnący niepokój Amerykanów z powodu ilości wypijanego alkoholu i nieumiarkowanie w pijaństwie w pierwszych dziesięcioleciach XIX wieku, któremu towarzyszyły obawy, że spożycie alkoholu będzie nieprzerwanie wzrastać po wznoszącej się trajektorii, opisał historyk W.J. Rorabaugh w książce pod trafnym tytułem The Alcoholic Republic [Republika Alkoholowa]. Współcześni świadkowie rozmaicie opisywali Amerykę jako kraj „szybko stający się narodem pijaków”, „niewiele lepszy od narodu nałogowych pijaków” oraz prześcigający inne narody świata w „tym hańbiącym, zwierzęcym nałogu”. Zamiast dosłownie traktować tego rodzaju stwierdzenia, należy raczej postawić pytanie, czy takie anatemy były tylko wyrazem moralnej paniki, która pojawiła się, kiedy ów młody naród zyskał niezależność i zaczął stanowić o sobie w epoce porewolucyjnej, czy też istniały obiektywne podstawy takiego biadania. W tym okresie wzrosło gwałtownie spożycie whisky, Ameryka zachowała tradycyjne, kolonialne upodobanie do mocnego jabłecznika, wino nie było jednak popularne, a dostępne gatunki piwa były słabe. Na podstawie świadectw historycznych bardzo trudno jest zrekonstruować ogół spożywanych trunków, to znaczy spożycie przypadające na głowę mieszkańca po zsumowaniu wszystkich dostępnych gatunków napojów alkoholowych. Nie można na przykład odtworzyć, ile jabłecznika produkowały dla własnych potrzeb amerykańskie rodziny farmerskie.