Rozmowa jest rytuałem. Mówimy to, co należy powiedzieć, nie zastanawiając się nad dosłownym znaczeniem naszych słów, podobnie jak nie spodziewamy się, że pytanie: „Jak się masz?” wywoła szczegółowy opis bólów i chorób. To, co jest do zrobienia w pracy, spajają, czynią przyjemnym i możliwym do wykonania rytuały konwersacyjne. Ludzie jednak wprowadzają te rytuały w życie na różne sposoby, a kiedy dany rytuał nie zostaje rozpoznany, wypowiedziane słowa są brane dosłownie. Słyszałam, jak przybywający do Stanów Zjednoczonych turyści skarżą się, że Amerykanie są hipokrytami, ponieważ pytają o samopoczucie, ale odpowiedź ich nie interesuje. Z kolei Amerykanie w Birmie dziwią się, kiedy Birmańczycy pytają: „Czy już jadłeś?” i nie wykazują najmniejszej chęci zaproszenia ich na obiad. Na Filipinach ludzie pytają się nawzajem: „Dokąd idziesz?”, co Amerykanom może się wydać dość nietaktowne, nie zdają sobie bowiem sprawy, że jedyną właściwą odpowiedzią jest krótkie stwierdzenie: „Tam”.