Podobnie jak każdej strategii konwersacyjnej, niebezpośredniości można używać w celach negatywnych i pozytywnych. Pewien znajomy wykładowca powiedział mi, że na wykładzie przedstawił materiał tak nowy, że wątpił, czy będzie potrafił zrozumiale o nim mówić. Po wykładzie podeszła do niego pewna kobieta, mówiąc: „Jestem jedną z największych pańskich wielbicielek. Ciągle przychodzę na pańskie wykłady, bo tak wiele się od pana uczę, nawet jeśli mam przyjemność słyszeć ten sam wykład wiele razy”. Niczym strzał z pistoletu z tłumikiem wypowiedź ta wydawała się komplementem, lecz kryła w sobie świst kuli: „Wszystkie pańskie wykłady są takie same; ciągle powtarza pan to samo”. Inna koleżanka opowiedziała o podobnym doświadczeniu. Pewnego dnia jedna z jej doktorantek przyszła wcześniej na zajęcia i zaczęła rozmowę: „Zostawiłam pani artykuł na stole i mój mąż go przeczytał”. „O, jak miło” odparła moja koleżanka, zaczynając się nieco nadymać w oczekiwaniu na komplement. Doktorantka ciągnęła: „Uważa, że pani zwariowała”. Moją koleżankę ubodła ta obraza z drugiej ręki (dlatego mi o tym opowiedziała), lecz podejrzewam, że ta uwaga miała niewiele wspólnego z jej pracą, dużo natomiast mówiła o stosunkach studentki z mężem. Wyszło na jaw, że nie podobał mu się jej powrót na studia po uzyskaniu magisterium, więc wyszydzanie pracy jej profesor powiedzenie, że zwariowała było jeszcze jednym sposobem zasugerowania, że jego żona zwariowała, skoro chce zrobić doktorat. Dlaczego jednak studentka powtórzyła tę uwagę swojej profesor? Być może składała ciężar zastrzeżeń swego męża u stóp kogoś, kogo uważała za osobę silniejszą od siebie, kogoś znajdującego się w lepszej pozycji do stoczenia jej bitwy. Moja koleżanka jednak po prostu poczuła się niebez- pośrednio zaatakowana. Niebezpośredniość może utrudnić radzenie sobie z takimi zakusami, ponieważ trudno je zauważyć i pozwalają one osobie krytykującej przybrać pozory neutralnego posłańca, dlatego są tak częste i tak wygodne.