Niektórzy boją się, że umieszczanie ludzi w dwóch kategoriach przez mówienie o „kobietach” i „mężczyznach” może wbić między nas klin i jeszcze bardziej nas spolaryzować. To poważna obawa. Znam przynajmniej jeden taki przypadek. Pewna kierowniczka w dużej firmie księgowej cieszyła się tak dobrą opinią, że została wysłana na tygodniowe seminarium szkoleniowe dla kadry licznych filii korporacji. Była tam jedyną kobietą. Nie zaskoczyło jej to ani nie zaniepokoiło, ponieważ z racji pełnionej funkcji była przyzwyczajona do bycia jedyną kobietą wśród mężczyzn piastujących podobne stanowisko. Przez pierwsze trzy dni seminarium wszystko szło dobrze. Jednak czwartego dnia seminarzyści zajęli się sprawami płci. Nagle wszyscy, którzy patrzyli na nią jako na , jedną z nas”, zaczęli postrzegać ją inaczej jako kobietę,, jedną z nich”. Stale była proszona o opowiadanie o swoich doświadczeniach wrażeniach, co niechętnie robiła, ponieważ nie miała powodów sądzić, że inni zrozumieją czy zaakceptują to, o czym mówiła. Kiedy z całym przekonaniem orzekli, że w ich firmie nie ma dyskryminacji kobiet gdyż jeśli kobiety nie awansują, to tylko dlatego, że na to nie zasługują nasza bohaterka nie uważała, że może temu zaprzeczyć. Najgorsze było to, że musiała wysłuchiwać kolejnych kolegów wygłaszających obraźliwe, według niej, opinie na temat zdolności kobiet. Pod koniec dnia była tak wytrącona z równowagi, że zastanawiała się nad dalszą pracą dla swojej firmy. Zaczęła seminarium z poczuciem pewności siebie, nie myśląc o sobie jako o kimś różniącym się od mężczyzn, lecz dyskusja na temat spraw płci mocno uświadomiła jej własną odmienność i przekonała, że nigdy już nie będzie pasowała do tej grupy.