Niewielu z nich pracowało w jej biurze. W końcu kobieta przebrnęła przez to doświadczenie i nie pozwoliła, by zatruło jej ono codzienne stosunki w pracy. Gdyby w podobnym seminarium wzięli udział jej bezpośredni współpracownicy, mogłoby się ono okazać o wiele bardziej destruktywne. Najgorsze jest to, że taki smutny efekt dotyczył przedsięwzięcia, które w zamierzeniu miało pomagać. Jak wyjaśnił to w swoim dziele o cybernetyce antropolog Gregory Bateson, ilekroć ludzie wtrącają się do jakiegoś systemu, żeby go zmienić, ryzykują pogorszenie sytuacji, ponieważ nie rozumieją wszystkich elementów tego systemu oraz ich wzajemnych powiązań. Jednak alternatywa bezczynność nie jest sensowna, gdyż zastana sytuacja będzie musiała się zmienić. W przypadku kobiet w miejscu pracy ona już się zmienia, niezależnie od tego, czy o tym mówimy, czy też nie. Natomiast nadzieja, że wystarczy jedynie otworzyć drzwi i wpuścić kobiety, po prostu się nie ziściła. W dwadzieścia lat po tym, jak kobiety zaczęły otrzymywać tytuły magisterskie z zarządzania i wchodzić do firm, w których przedtem nie pracowały, nadal stanowią one jedynie niewielki odsetek wśród kierownictwa wyższego szczebla. Wiele lat po tym, jak kobiety zaczęły wchodzić do firm, nadal nie pojawiają się one na szczycie zarządzania w proporcjach odpowiadających ich napływowi.