Wśród ludu Camba picie alkoholu nie prowadzi do agresji słownej czy fizycznej… Nie notuje się też wzmożonej aktywności seksualnej; obsceniczne żarty i seksualne awanse rzadko łączą się z piciem. Nawet pijani Camba nie popadają w ckliwy sentymentalizm, nie błaznują, nie przewalają się, ani nie „obnażają dusz”. Picie wśród Camba – mówi nam w ten sposób Heath – może prowadzić do nadmiernego odurzenia alkoholem, a społeczny rytuał wielokrotnego wznoszenia toastów czystym spirytusem ma zapewnić ten skutek. Opisuje on jednak dość bezpieczny, pozbawiony przemocy, a nawet pod pewnymi względami „cywilizowany” typ biesiady alkoholowej. Nie ma żadnych bójek, rzucania meblami, nożami, ani śladu dzikiego rozpasania czy też małpiego zachowania. Rządzące się własnymi regułami picie jest tu tak kulturalne i sformalizowane jak elegancka kolacja w klubie dżentelmenów, przy czym oczekuje się, źe przynajmniej niektórzy uczestnicy nie padną nieprzytomni. Należałoby jednak zauważyć, że wbrew twierdzeniom MacAndrew
Edgertona, iż zachowanie pijących zostaje sformalizowane, przybierając tę uregulowaną postać we wszystkich przebadanych kulturach, stanowisko antropologów sprowadzało się do tego, że odmienne kultury różnią się w znacznym stopniu pod względem związanych z piciem zachowań, które są oczekiwane, a więc doświadczane. Drunken Comportment przywołuje dalej szereg relacji dziewiętnastowiecznych obserwatorów o przemocy, która w pewnym okresie stała się charakterystyczną, dość częstą i przerażającą cechą kultury picia na Tahiti. Oto, jak misjonarz William Ellis opisywał realia picia alkoholu na wyspach Pacyfiku w 1853 roku.