Wkrótce znów piłem na potęgę… znów się pociłem i miałem nudności

Aż do tej chwili nigdy nie piłem rano. Nawet jeśli kładłem się spać, zostawiając niedopitą szklankę whisky – co się często zdarzało – następnego ranka zawsze wlewałem ją z powrotem do butelki. Nie chciałem jej tknąć. To mnie intrygowało – dlaczego rano nie piję? – ale kilku z tych, co mi dawniej sekundowali, mawiało: „To przyjdzie”. Mniej więcej w lipcu czy sierpniu przekonałem się, że w ogóle nie mogę wstać z łóżka. Kiedy stawiałem stopy na podłodze, trzęsły się jak galareta. Pomyślałem sobie: „Jeden łyk postawiłby mnie na nogi” i pociągnąłem z butelki, zrobiło mi się niedobrze, ale po kilku minutach – cudownie! – znów byłem na nogach. To pokazuje, jaki w tym czasie byłem naiwny, choć przecież miałem już wystarczające doświadczenie z piciem – sądziłem, że jeden łyk wystarczy mi aż do lunchu. No cóż, zaledwie od pół godziny byłem na nogach, a już miałem chęć na kolejnego drinka. Kiedy dotarłem do pracy o ósmej rano, myślałem już o następnym. Sklep, w którym się zaopatrywałem, otwierano dopiero o dziewiątej. Jezu, zawsze będę to pamiętał: zlany potem, musiałem czekać aż do dziewiątej. To wtedy zaczęło się moje poranne picie. Mimo to teoria „upatrująca głównej przyczyny w odstawieniu alkoholu” jest jednak dość problematyczna. Mężczyzna, który obudził się ze stopami drżącymi jak galareta, przez dziesięć lat z dużą regularnością wypijał butelkę whisky dziennie, nim wystąpiły u niego objawy odstawienne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *