Zamiast tego usłyszałam: „Hej, co się stało? W jednej chwili słyszeliśmy was, a w następnej cisza!” Mówił tak, jakby nie miał pojęcia, w jaki sposób połączenie zostało przerwane. Drugi prawnik zażartował: „Pewnie nie podobało ci się to, co mówiliśmy, więc się rozłączyłeś”. „Racja” podjął mój prawnik i jeszcze rozbudował żart. Wszyscy się roześmiali i nic złego się nie stało. Dla mnie była to jedna z tych kluczowych chwil, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę, że świat, w którym żyje, nie jest światem innych ludzi, oraz że sposób mówienia uznawany przez nas za jedyny możliwy do przyjęcia jest tylko jednym ze sposobów mówienia, odmiennym od tego, jak mogą mówić inni w takiej samej sytuacji. Wyglądało na to, że mój prawnik miał odruch nieprzyznawania się do winy, jeśli nie było takiej potrzeby. Kiedy się nad tym zastanowiłam, zdałam sobie sprawę, że w wielu sytuacjach mogłaby to być bardzo elastyczna strategia.