Problem znika

Pierwsza wojna światowa spowodowała, że pijaństwo na wiele lat przestało być sprawą publiczną. Surowe przepisy odnośnie wydawania koncesji, deficyt surowców do warzenia piwa, nieobecność mężczyzn, którzy poszli na wojnę, niepokój o następstwa, jakie picie cywilów może mieć w przypadku produkcji broni, kampania plakatowa, która zniechęcała do częstowania alkoholem żołnierzy przebywających w domu na urlopie – wszystko to oznaczało, że krajobraz picia w latach 1914-1918 odbiegał znacznie od realiów ostatnich dwóch stuleci. Po wojnie nadal istniały slumsy, ale wydawało się, że wyraźny związek między biedą i piciem został na dobre zerwany. W latach dwudziestych liczba aresztowanych rocznie za picie alkoholu w miejscach publicznych wynosiła średnio zaledwie 19 osób na 10 tys. mieszkańców. A skoro zmieniły się realia ulic, zmieniła się i retoryka – o pijaństwie przestano mówić jako o Lete nędzarzy. Dzięki cudownemu przedefi- niowaniu pub, stając się dobrem narodowym, zyskał ten popularny wizerunek, o którym pisaliśmy w poprzednim rozdziale, a pijakiem był tak samo elegant, jak i człowiek z klasy pracującej, w każdym razie był on raczej postacią zabawną.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *