Niektóre z zaleceń Buckinghama wprowadzono w życie, jednak problem pijaństwa wśród biedoty pozostał dla dziewiętnastowiecznej Anglii takim samym, trwale wrośniętym w miejski krajobraz elementem jak kominy fabryczne czy londyński smog. Pijaństwo było często charakterystyczną cechą arystokratycznych salonów i klubów dżentelmenów, zawsze jednak towarzyszyło miejskiej nędzy, która stanowiła największe, haniebne piętno tego stulecia. Oto co w 1890 roku pisał o alkoholu jako problemie społecznym William Booth, założyciel Armii Zbawienia: Zajmę się teraz kwestią pijaka, albowiem problemy wynikające z picia leżą u podstaw wszystkiego. Dziewięć dziesiątych naszej biedy, nędzy, występków i zbrodni bierze się z tych trujących korzeni. Wiele z szerzącego się w naszym społeczeństwie zła, które kładzie się cieniem na naszym kraju niczym cień drzew upasowych, zniknęłoby i przepadło na dobre, gdyby nie poić go bez przerwy mocnym alkoholem. Booth domagał się także, aby pijaństwo szerzące się w mieście rozumieć w pełnym kontekście życia klasy pracującej: Same pogadanki potępiające ten zły nałóg są jednak bezcelowe. Musimy uznać, że bary, jak tyle innego zła, choć bez wątpienia szkodliwe, są mimo wszystko naturalnym wytworem naszych uwarunkowań społecznych. Dla biedaka szynk jest jedynym dostępnym salonem […] nie zapominajmy, że skłonność do picia jest najsilniejsza wówczas, gdy pragnienie największe i skrajna nędza. Sytego nie ciągnie do picia pragnienie, które nęka głodnego; a człek zadowolony nie łaknie łaski zapomnienia. Gin to jedyna Lete nieszczęśników.