Jak w przypadku pana Krooka, pijak często mieszka sam i kiedy kanapa zaczyna się palić, nie ma w pobliżu nikogo, kto mógłby podjąć rozsądne działania. Śmierć przychodzi, kiedy ogień zmienia się w niszczycielski żywioł, albo kiedy płomienie zabijają zamroczonego pijaka. W dzisiejszych czasach końcowym rezultatem może być jedynie nekrolog w lokalnej gazecie, bez żadnej wzmianki o dziwnym wydarzeniu. Opowieści o samozapłonie znajdowały zazwyczaj tragiczne oparcie w rzeczywistości, zwłaszcza w epoce kominków i świec. Pewną wskazówką może być w tym wypadku fakt, że zimę uważano w owym czasie za najniebezpieczniejszą porę roku. Jakie by jednak nie były rzeczywiste podstawy opowieści o tych powszechnie znanych wypadkach, faktem jest, że mit splatał się z rzeczywistością. Właściwie rozumiany mit nie jest oczywiście kłamstwem, lecz symbolicznym przekazem zawierającym przekonujący wewnętrzny sens. Byłoby spłyceniem prawdziwego znaczenia mitu sprowadzenie głębi opowieści do dziennikarskiej pisaniny w sezonie ogórkowym. Mamy jedynie dostrzec w tej opowieści pijaka (zwłaszcza pijaczkę), który zostaje mitycznie ukarany spontanicznym, spersonalizowanym, własnoręcznie wznieconym ogniem piekielnym.