Wręcz przeciwnie mają o wiele mniej swobody w wyrażaniu swej osobowości przez dobór materiałów, kolorów, stylów i dodatków. Jednak naszym tematem jest jedyna możliwość, której nie mają kobiety możliwość bycia nienacechowanym. To, że ubiór jest metaforą nacechowania kobiety, zauważył David Finkel, autor artykułu o kobietach w Kongresie dla „The Washington Post Magazine”. Na początku swego artykułu opisał kontrast w strojach kobiet i mężczyzn wchodzących do sali posiedzeń amerykańskiej Izby Reprezentantów: „Tylu mężczyzn, tyle garniturów. Ciemnych garniturów. Garniturów solidnych. Granatowych garniturów wyglądającyh na szatę, szarych garniturów wyglądających na granatowe. Idzie Tom Foley włożył właśnie taki garnitur, podobnie jak Bob Michel, Steny Hoyer, Fred Grandy, Dick Durbin i dziesiątki, właściwie setki innych. Tyle garniturów, tyle białych koszul. 1 ciemnych krawatów. I krótko obciętych włosów. 1 obwisłych policzków. Dużych, wyraźnie widocznych uszu. Tylu, tylu mężczyzn. Reprezentanci wciąż wlewają się przez drzwi szarzy, bardziej szarzy, najbardziej szarzy aż do chwili, gdy w tym mrowisku pojawia się niespodzianka: Czerwień. To Susan Molinari, niedawno wybrana z Nowego Jorku… A teraz turkus. To Barbara Boxer… 1 cygańskie wzory. To Jill Long…” Finkel tak zakończył swój opublikowany w maju 1992 roku artykuł: „Wśród 435 członków Izby Reprezentantów znajduje się 29 kobiet, co znaczy, że jeśli Kongres jest garniturem z szarej flaneli, to wybrane do niego kobiety stanowią jedynie garść plamek na jego klapie”.