We współczesnej myśli religijnej w dużym stopniu zmienił się kierunek debaty nad sensem eucharystii, zamiast toczonej dawniej historycznej dyskusji o przeistoczeniu dziś coraz częściej dyskutuje się o „rzeczywistej obecności” Chrystusa. Ale bez względu na to, czy wino uważa się za krew Chrystusa, czy też jedynie za symbol, nadal jest ono spożywane przez kapłana lub wspólnotę wiernych w chrześcijańskim obrzędzie. Dla wielu denominacji (choć nie wszystkich) wino powinno zawierać alkohol: na ogół nie akceptuje się niesfermentowanego soku z winogron. Jeżeli kapłan zaczyna mieć problem alkoholowy, wtedy od biskupa musi uzyskać pozwolenie na zastąpienie w czasie celebrowanej przez siebie mszy prawdziwego wina winem bezalkoholowym. Przy całym należnym wierze chrześcijańskiej poszanowaniu, z perspektywy antropologicznej zamiana wody w wino przypomina bardziej magiczne przełożenie tego, co mniej boskie i potężne na to, co lepsze i potężniejsze. Późniejsza metamorfoza wina w krew wydaje się podobną magią, kolejnym ogniwem w łańcuchu tajemniczych przemian: krew jest mocniejsza od wina, wino natomiast staje się doskonałą materią w iście kanibalistycznym rytuale ofiary. Należy sobie przy tym uświadomić, że w tym wypadku chrześcijaństwo buduje rytuał w oparciu o psychoaktywną substancję, doskonale znaną antropologowi. Aztekowie nazywali halucynogenne grzybki teonanactl, czyli „ciałem bogów”; tytoń był używany w szamańskich obrzędach przez społeczności Indian amerykańskich; natomiast na Jamajce dla rastafarian konopie indyjskie są nieodłączną częścią religijnego obrzędu, podczas którego kapłan sieka i rozdaje wiernym „ziele”. Alkohol i inne narkotyki stają się elementami religijnej magii po części ze względu na swój magiczny charakter i zdolność przemiany stanów świadomości, ale także dlatego, że religia potrafi kontrolować, kształtować i interpretować doznania przez nie wywoływane.