Spędziwszy kilka miesięcy w roku 1724 i 1725 w Rheims – opowiada Le Cat – zamieszkałem w domu pana Milleta, którego żona co dzień zaglądała do butelki. Gospodarstwem rodzinnym zarządzała śliczna młoda dziewczyna… 20 lutego 1725 roku kobietę tę (panią Millet) znaleziono spaloną w odległości półtorej stopy od paleniska w kuchni… Jean Millet, mąż, przesłuchiwany przez sędziów, którzy wszczęli śledztwo w tej sprawie, oświadczył, że około ósmej wieczór 9 lutego udał się na spoczynek w towarzystwie żony, która nie mogąc zasnąć, zeszła do kuchni, gdzie – jak sądził – ogrzewała się przy ogniu; zasnąwszy, obudził się około drugiej w nocy, kiedy poczuł niezdrowy swąd, pospieszył wówczas do kuchni, gdzie znalazł szczątki swej żony… Wielce niefortunny okazał się dla Milleta fakt, że zatrudniał przystojną służącą, albowiem ani jego uczciwość, ani niewinność nie mogły uchronić go przed posądzeniem o to, iż pozbył się żony, knując wspólną intrygę… Dickens znał również książkę The Anatomy of Drunkenness [Anatomia pijaństwa]; jej autor Robert Macnish, lekarz z Glasgow, jeden z rozdziałów poświęcił dyskusji nad „Samozapłonem pijaków”. Ten stan dotyczył zarówno kobiet, jak i mężczyzn, częściej zdarzał się zimą niż latem. Śledząc makabryczne szczegóły, zauważono, że „Ciało i trzewia niezmiennie ulegają spaleniu, podczas gdy stopy, ręce i sklepienie czaszki niemal zawsze pozostają nietknięte”. O dziwo, choć ciało ulegało spaleniu, zazwyczaj nic innego w bezpośrednim otoczeniu nie zapalało się. I cud nad cudami!: „Woda zamiast gasić ogień, zdaje się tylko dodawać mu żywości…” Dokonując szczegółowego przeglądu opublikowanych dowodów, Macnish potwierdza na koniec ten stan rzeczy – przypadki samozapłonu faktycznie miały miejsce. Na marginesie głównych rozważań analizuje także związane z tym twierdzenie, że pijaka, który zieje ciężkim alkoholowym oddechem, może spotkać podobny gorejący i straszliwy los.