To zajmowałaby mi czas, by skorzystać z telefonu pożyczyć korektor, chociaż wcale nie miałabym jej tego za złe. Prawdopodobnie przeszkadzałaby mi wtedy z większym szacunkiem. Doświadczenie to dało mi wyobrażenie, jak trudno jest wykonać jakąkolwiek pracę sekretarce, której wszyscy bez przerwy przeszkadzają. Rozbawiło i zdumiało mnie jednak, że fakt, iż jestem kobietą, przesłonił tyle wyznaczników mojej pozycji: mój gabinet był całkowicie samodzielny jak wszystkie gabinety pracowników naukowych, na drzwiach było moje nazwisko i tytuł, a ja pracowałam po piątej, czyli wtedy, kiedy sekretarek już nie ma. Wszystkie te wyznaczniki okazały się jednak niczym w obliczu najważniejszego wyznacznika płci: kobieta oczekiwała, że w środowisku uniwersyteckim profesorowie to mężczyźni, a kobiety są sekretarkami. Po jej stronie była statystyka: z osiemnastu pracowników naukowych mojego wydziału szesnastu było mężczyznami, a z pięciu pracowników wydziału doktora Murphy’ego czterech. Tak więc kobieta po prostu zaufała światu, że jest taki, jakim go zna.