Podczas zebrania w firmie ubezpieczeniowej jedyna kobieta, którą będę nazywała Helen, ciągle powtarzała: „Przykro mi” i „Przepraszam”. W pewnej chwili na przykład powiedziała: „Głośno myślę. Przepraszam”. Później oddała głos komuś innemu, po czym chciała coś dodać, więc powiedziała: „Przepraszam. Chyba jeszcze się nie obudziłam”, mając na myśli wczesną godzinę. Właściwie ilekroć zmieniała temat, zająkiwała się czy chciała coś dodać, mówiła: „Przykro mi” lub „Przepraszam”. A zebranie miało być nieformalną burzą mózgów i wszyscy poprawiali się w podobny sposób oraz dorzucali różne uwagi. Obecni na zebraniu mężczyźni nigdy nie przepraszali. Żaden z nich nie miał też ku temu powodów podobnie jak Helen. Częste przepraszanie Helen rzucało się w oczy dlatego, że była jedyną osobą tak często to robiącą. Niepokoiło mnie to, ponieważ Helen uważała, że prowizja, jaką właśnie otrzymała, nie wynagradza w pełni wykonanej przez nią pracy. Inne osoby z jej grupy podczas rozmów ze mną same stwierdziły, że Helen jest jedną z najlepszych pracownic zarówno pod względem umiejętności, jak i koleżeńskości. Kiedy jednak ogłoszono wysokości prowizji, Helen otrzymała jedną z najniższych. Zastanawiam się, chociaż nie mam pewności, czy jej rytualne posługiwanie się przeprosinami stanowiło składnik stylu mówienia maskującego jej prawdziwą kompetencję czy też przynajmniej jej nie podkreślającego.